Powoli życie wraca do normy. Przedświątecznie było ciężko, ale daliśmy radę. Święta mnie ominęły, bośmy z Arturem tkwili w gorączce, do której także dołączyła Pipi. I nie była to gorączka złota.

Coś nas ominęło? Mam nadzieję, że nie!

Dzięki młodzieży z Liceum Kopernika w Tarnobrzegu kilkanaście rodzin dostało jedzonko, po dokupieniu mięsa i kiełbasy całkiem niezłe. Miki z Tomkiem ogarnęli rozwózkę. Młodzieży zbiórka żywności idzie z roku na rok coraz trudniej, bo z niewiadomych powodów supermarkety odmawiają zgody. Co się za tym kryje? Zazdrość, obojętność? Nie mam pojęcia. Pozostają więc małe, osiedlowe sklepy. Czy to ogólny trend w narodzie: upadek miłosierdzia, współczucia, solidarności, wzajemnej życzliwości? Mam nadzieję, że nie. Na pewno atmosfera podziałów, walki, zagrożenia sącząca się zewsząd nie sprzyja myśleniu o innych. Tym bardziej trzeba budować mosty. Tym bardziej trzeba atmosferę oczyszczać wpuszczając jasne światło zwykłego, codziennego dobra.

w domu w Brwinowie

We wszystkich domach było pięknie. Bardzo się o to razem z mieszkańcami staramy. Może nie na babcinej porcelanie sprzed wojny, ale elegancko. W końcu my “paniska” jesteśmy, nie żadne dziady.

Nie, do nas nikt “na groby” nie przychodzi. Tradycja alegorycznych Grobów Pańskich sięga zaborów, kiedy Kościół, zwłaszcza po Powstaniu Styczniowym, był jedynym, choć znacznie ograniczonym miejscem, w którym można było wyrazić sprzeciw przeciwko niewoli. Naśladownictwo tamtych i późniejszych czasów szczęśliwie minionych dla mnie ociera się o groteskę. Chrystus nie potrzebuje “zaistnienia”. On nie zmartwychwstał przeciwko komuś. On zmartwychwstał dla każdego.

dom dla chorych

U nas po prostu zwyczajnie. Do umywania nóg nie musimy szukać ubogich, bo jesteśmy na miejscu. Może dlatego wielu gości mamy zwykle na Liturgii, zwłaszcza w domu dla chorych. Dziękujemy wszystkim, którzy wsparli nas darami. W końcu Święta dla 300 osób to wyzwanie także finansowe. A świadkami Zmartwychwstania jesteśmy też bardzo często. Kiedy ktoś, kto był na dnie otrzepuje się i staje na nogi, chociaż słabiutkie, ale własne. I zaczyna służyć innym, jeszcze słabszym.

Jeszcze w Wielki Piątek udało się panią Janinę umieścić w hospicjum. Tyle razy woziliśmy ją do lekarzy, bo bolało i bolało! Dopiero, nie ukrywam, dzięki życzliwości Pani Doktor, co ją ks.Jacek spotkał, znalazła się staruszka na geriatrii, gdzie stwierdzono rozległy nowotwór. Miało prawo boleć.  I znów ratunek w dobrych lekarzach- hospicjum w Kałkowie wygospodarowało jakoś miejsce.  Szans na zdrowie nie ma, ale jest szansa na zmniejszenie cierpienia.

Jedyna myśl, jaka mi w głowie powstawała ostatnimi dniami to to, że powołaniem człowieka jest dawać życie. Nie bylejakie. Dawać życie dobre. To nie to samo, co wygodne. Dawać, nie niszczyć. To może być także przestrzeń, w której odrzuceni i bez-życia poczują się potrzebni i ważni. Niektórzy może tylko przez chwilę, inni na dłużej. Nie nam to oceniać. Bo nie my jesteśmy źródłem życia. Tylko On. “Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości. ” /Jezus Chrystus/ Praktycznie codziennie nieść Życie tam, gdzie go brak. Życie wymyka się strukturom i systemom. Miłości nie da zaprojektować. Jest przewidywalnie nieprzewidywalna. Przez świat jest uważana za stukniętą. Dlatego przed nią uciekamy, bo wywala nam do góry nogami nasz bezpieczny świat schematów. Nie daje łatwych odpowiedzi. Zawlecze tam, gdzie się nie ma ochoty iść. I na końcu okazuje się, że było fajnie.

Nad-obowiązkowo

list do Zupy na Monciaku/Sopot/ od bezdomnej kobiety