Ciągle żyjemy i mimo ciemności i zimna wokół, pchamy taczki bieda biznesu. Ciemność zresztą przyszła wczoraj zupełna w postaci awarii linii energetycznej. Jak zwykle wieczorem, kiedy z Pipi i Tomaszkiem kończyliśmy remont arturowego akwarium. To znaczy w akwarium są jego rybki, nie on. Widmo braku ogrzewania stanęło mi w oczach, bo choć piec jest na olej, to sterowany elektronicznie. Jak to w życiu bywa, nie było czasu na odgrzebanie agregatu jesienią, więc stoi gdzieś w piwnicy. Drugie widmo, to zdechłe rybki ściśnięte bez napowietrzania w zastępczym pojemniku w oczekiwaniu na zakończenie prac w dużym. Nie ma prądu, nie ma pompy! Trzecie widmo, to moi kochani Czytelnicy przekonani, że o nich nie pamiętam, bo nic nie piszę. Dwa widma oddalone przed północą, bo światło wróciło, a ostatnie oddalam teraz. Z przerwą na kolejną awarię prądu. Tym razem poszły korki wraz z pralką, która zaczęła się palić. Nowa! Do końca weekendu został jeszcze jeden dzień! Bo u nas zawsze cosik w weekend się p…/aprze/.

W domu dla chorych bal był nad bale. Przymierze Miłosierdzia, wiernie nas wspierające, rozbawiło i roztańczyło naszych połamańców fizycznych i duchowych.

The specified carousel id does not exist.

Dwoje młodych wpadło do Nagorzyc przywożąc kaski trochę, co ją uzbierali koncertując w Poznaniu. Kaska już poszła na węgiel i  leki dla dwojga starszych, schorowanych ludzi, ubrania dla pewnego młodzieńca, które nabył dzisiaj w towarzystwie Pipi /do zakupów ubrań służy Pipi lub Miki albo Tomek, bo nie chcę, żeby młodzi głupio się czuli robiąc zakupy w towarzystwie zakonnicy/ i kilka innych szybkich akcji. Generalnie, jak wszyscy wiedzą – kochamy pieniądze. Wydawać, żeby dawać- nadzieję i radochę oraz zwykłą godność. Taki łańcuszek dobra. “A jednak się kręci”, jak to mówił Galileusz. I co go za to spotkało?

Jedna pani na facebooku oświadczyła pod moim wpisem o tym, iż nie ma mojej zgody na mowę nienawiści, że na pewno ktoś mi za takie wpisy płaci. Droga pani, owszem. Hejtami i agresją. Niestety nie w gotówce. Czy nie wpadła owa pani na prosty wniosek: gdyby mi płacono gotówką, pisałabym takie wezwania pięć razy dziennie! /To żart, oczywiście./

Pisze nasza Pani Księgowa z Austrii. Syn miał wypadek i operowano go w tamtejszym szpitalu. Szok. Kulturowy. Od fachowości i uprzejmości personelu po normalne, życzliwe podejście i ludzką troskliwość. Inny świat. Czy tylko mniejsza kasa jest powodem niskiego poziomu w naszych szpitalach? Przynajmniej w wielu? A może brakuje nam, jako społeczeństwu zwykłego lubienia innych ludzi? Oczywiście generalizuję, ale mam wrażenie, że coś jest w tym, że w naszym życiu społecznym tkwi podskórnie nieufność i pewna doza agresji jako postawa obronna. Tylko przed czym? Przed kim? Chrystus przyszedł nas wyzwolić z lęku. Św. JPII powtarzał: “Nie lękajcie się”. Czy boimy się utracić świeżo zdobyty jaki taki status materialny, pozycję? Paradoksalnie wtedy, kiedy się boimy i zamykamy, kiedy warczymy na siebie i odwracamy się od bliźnich, tracimy wszystko co cenne. Wolność i braterstwo, własną godność i radość. No i szacunek. W oczach innych i do siebie samych. Lęk każe nam atakować. Ojciec mnie uczył w czasie gry w szachy: najlepszą formą obrony jest atak. Życie nie jest grą w szachy ani polem nieustannej bitwy. W wersji dla wierzących jest budowaniem, wspólną wędrówką do domu Ojca i wspólną przygodą. Z innymi.  Ja tam sobie chwalę tę wędrówkę. Z tymi, którzy tworzą wspólnotę, mieszkańcami, tysiącami dobrych ludzi, którzy stanęli na naszej drodze. Gdyby nie Chrystus – nigdy byśmy się nie spotkali. Z ludźmi niewierzącymi i wierzącymi inaczej też. Niektórych nie znam osobiście, ale noszę w sercu i modlitwie. A że pod górkę? Potem będzie z górki.

Jeden z naszych mieszkańców, zatrudniony zresztą, bo człek niemłody i do emerytury kilka lat zostało, a dyplomów w kieszeni kilka, cóż, różnie się ludziom wiedzie, także mocno wykształconym, pewnego wieczoru zniknął wraz z pieskiem, nawet nie powiedziawszy ” pocałujcie mnie w nos”. Jak widać dyplomy nie gwarantują dobrego wychowania. Nie pierwszy i nie ostatni.  Można przeżyć z kimś wiele miesięcy, razem pracować, jeść i nawet nie powiedzieć “pa, pa”. Nie, żebyśmy płakali nad tym, ale szkoda człowieka. Nie nas, bośmy przywykli. Większość jednak mieszkańców przychodzi się pożegnać, no, chyba, że opuszczają lokal do tego przymuszeni. Największą dla nas radością jest zawsze informacja od kogoś, kto poszedł w świat: “Radzę sobie”. Choć naszym ludziom poradzić sobie samym w świecie jest bardzo trudno. Z różnych powodów. Zdrowia, samotności, wieku, problemów i przeszłości. Dlatego ci, którzy chcą, żyją razem z nami. Potrzebujemy siebie wzajemnie.

Grzesia naszego, Syryjczyka, odkopywaliśmy 2 dni z bałaganu w pokoju. Dostał nową szafę, co ją dzień cały chłopaki skręcały, półkę na książki, które przyszły od przyjaciół z Francji, po arabsku!/dziękujemy Małgosiu K./ i czekamy na zamówiony nowy fotel, bo stary się rozpada. Grześ jest już mocno starszy, może nie za bardzo porządkowy, ale dzielnie wkłada i wyjmuje naczynia ze zmywarki oraz doskonale kroi cebulę. Do porządków jednak wezwałam nieocenioną Justynkę- geniusza sprzątającego. I Grześ nadziwić się nie może, że pokój stał się większy! Ach, ci mężczyźni!

Czyli cierpliwie, jak krety, drążmy korytarze do światła.

Dobroć serca wymaga czujności. Wcale nie jest naiwna. Może wiązać się z ryzykiem.

Syria

Nie zostawia miejsca na to, by kimkolwiek gardzić. Sprawia, że stajemy się wrażliwi na najbiedniejszych, na tych, którzy cierpią, na ból dzieci. Dobroć serca umie za pomocą wyrazu twarzy, tonu głosu odpowiedzieć na istniejącą w każdym człowieku potrzebę miłości./br.Roger z Taize/

 

 

 

Jak św.Marcin, jesteśmy zaproszeni do otwarcia oczu i rozpoznania w ubogim u bram miasta, w cudzoziemcu, który puka do naszych drzwi, brata, którego trzeba przygarnąć i kochać. Społeczeństwo jest sądzone według spojrzenia, jakie ma na zranionego przez życie i postawy, jaką wobec niego przyjmuje. Każdy z jego członków powinien kiedyś odpowiedzieć za swoje słowa i czyny wobec tych, na których nikt nie patrzy, od których wszyscy się odwracają. Ubogi z Amiens, jak jest powiedziane w „Żywocie św.Marcina”, błagał przechodniów, żeby zmiłowali się nad jego nędzą. Ale oni mijali go obojętnie. Przez swoją obojętność nie potrafili rozpoznać brata.
Ignorując bliźniego pozbyli się cząstki swojego własnego człowieczeństwa. Tego dnia żaden z nich nie zobaczył Chrystusa, który umierał z zimna w osobie ubogiego.
Każdy człowiek cierpiący w ciele lub na duszy, każda osoba pozbawiona swoich najbardziej elementarnych praw, jest żywym obrazem Chrystusa. W ubogich i cierpiących Kościół rozpoznaje obraz swojego założyciela ubogiego i cierpiącego. /św.Jan Paweł II/

Nad-obowiązkowo

Tomek pisze:

Spędziłem dzisiaj kolejny dzień w samochodzie. Tak jak wczoraj i przedwczoraj. Z Mikim pojechaliśmy do Jankowic wyładować szafę, której pozbyły się Nagorzyce. Ksiądz Edek powiedział mi, że paczka do mnie przyszła.
Trochę zbity z tropu pytam czy na pewno do mnie. Ksiądz pokazał mi pięknie opakowany karton wypełniony słodyczami i akcesoriami dla dzieci.
Niestety nie znalazłem listu wewnątrz kartonu. Przesyłka była adresowana na Fundację z dopiskiem “Tomek”. Drogą skomplikowanej dedukcji doszedłem do wniosku, że za cholerę nie znam nadawcy. Mam nadzieję, że to rzeczywiście Ja jestem odbiorcą. W każdym razie, w paczce było mnóstwo kolorowanek i książki edukacyjne dla maluszka oraz duuużo słodyczy.
Teraz piszę to z Michałkiem, synkiem, na rękach. Ciekawi mnie kim jest nadawca i trzeba będzie napisać list z podziękowaniem.
Taki gest potrafi nieźle zadziwić. Zwłaszcza kiedy nie spodziewasz się  innej paczki niż ta opłacona z góry lub przy odbiorze u kuriera.
Poza tym we współpracy z Funduszem dostarczyłem trzem dziewczynom z ekonomika sprzęt na zimowisko. Co ciekawsze, sprzęt pierwotnie miał trafić do dwóch dziewczyn z Opatowa. Ale dziewczyny z Opatowa stwierdziły, że nie chcą (no nie wierzę!) jechać na sponsorowane zimowisko. No, jakby mi ktoś w gimnazjum zaproponował darmowy wyjazd na narty wraz ze sprzętem (kurtka, śpiwór, ocieplacze na nogi),  to bym nie patrzył na nic i jechał! Czasy mojej dorosłości są zadziwiające. Idę o zakład, że jakby zamiast zimowiska prezentem miał być jakiś Iphon, z tak zwanym “kejsem”w kształcie różowego królika to chętnych dziewczyn by nie brakowało.
W końcu znalazły się zainteresowane w ostrowieckim Zespole Szkół numer 1, znanym szerzej jako “ekonomik”. Szkoła ta współpracuje z nami od lat. Jakby nie patrzeć rok albo dwa lata temu na obchodach okrągłej rocznicy istnienia szkoły zaproszono Fundusz do celebracji. Od początku współpracy ze szkołą Fundusz wypłacił 800 tysięcy złotych stypendystom. Robi wrażenie.
Zainteresowanych w ZS1 było aż 3 więc musiały podzielić się w miarę sprawiedliwie. Udało się, i mam nadzieję, że od dzisiaj wszystkie bawią się wyśmienicie na stokach.
Na koniec mały dowcip z mojego grona zawodowego- czyli ratowników medycznych:
Święty Piotr siedzi na recepcji Bram Niebiańskich, popija herbatkę i czyta gazetę.
Nagle przez drzwi wpada szybko facet i wybiega. Sytuacja powtarza się kilka razy z rzędu, w końcu św. Piotr unosi wzrok z nad gazety i kręcąc głową mówi:
-Noż k… znowu kogoś reanimują.