Zaczynamy sezon w przetwórni. Pierwsze truskawki lądują w słoikach. Bez gwiazdy sezonu czyli sławnej bakterii, zapewniam. Tak, w nawiasie, to czystość jest najlepszą formą obrony. Czystość rąk- przed chorobą ciała, a czystość serca przed  chorobą duszy.
Dosadzamy tuje pod płotem. Szaman / mama Husky, tata nn /, zaciera wielkie łapy. Będzie co wykopywać! I obgryzać! Szykujemy oczywiście linię obrony. Dam znać, kto wygrał.
Panowie mozolnie kładą gładzie, zacierają, przybijają. Inni kończą budowę boisk i ocieplanie i już nie nadążam co jeszcze. Jak ja nie nadążam, to nadąża Inżynier i tak się uzupełniamy. Mam nadzieję, że Kasjer dobrze liczy w niebiańskim kantorku i na pilny i nagły remont dachu w Jankowicach odłożył sumkę.
Andrzej znów przyjechał z  Warszawy, żeby zainstalować coś elektrycznie.  Przywiózł świńskie nóżki. Z kolei ks.Jacek kieruje przesyłki z żywnością do Warszawy. Inżynier w Zochcinie zdobywa materiały budowlane dla Brwinowa. Renia szykuje paczki dla dzieciaków na imprezkę w Brwinowie. Gosia i Marzena toną w papierach bo piszą sprawozdanie. Kasia i Marysia dbają o kasę na naukę setek dzieci, pani Marylka z panią Krysią – gdyby nie one, Renia by zginęła w biurokracji, Tosia i Mikołaj z trójką własnych dzieci ratują mamy, którym się życie nie ułożyło, służba zdrowia nie liczy godzin i nie tylko leczy, ale czasem walczy, chociaż sama nie za bardzo zdrowa i ……nie sposób wymienić wszystkich, bo by to długo trwało.
Ciągniemy sieć w tym samym kierunku. Nie ważne, że jeden jest gruby, drugi chudy, jeden słabszy, drugi silniejszy. Każdy ciągnie ile może. I każdy może się przyłączyć. Ważne, żeby ciągnąć w tym samym kierunku. Inaczej sieć się rozerwie.

  

Kościół na tym właśnie polega. Do nieba nie da się dojść samemu.