Artur miał w nocy ataki padaczki. Do osiemnastej pilnowała go dzisiaj pani Ania, bo wszyscy wyjechali. Ja jeździłam  w  “bardzo ważnych sprawach” , na koniec po wycieraczki do świetlicy i pendrive, czyli pamięć do komputera, którą mój autystyczny syn wziął za zapalniczkę i odpowiednio potraktował: wrzucił do butelki z pepsi. Tak robi z zapalniczkami. Wyprawa po takie zakupy to parę godzin w Ostrowcu. Praktycznie nie oglądam telewizji, ale dzisiaj Artur zamiast ulubionych bajek puścił kanały informacyjne. Życie w dawnym systemie wyrobiło we mnie zdolność czytania wiadomości na opak. Nie, to nie brak zaufania, podejrzliwość, o nie. Ufam ludziom. Tylko z mojego malutkiego miejsca na ziemi, zagubionego wśród błota, widać panowie politycy i panie polityczki, ze wszystkich możliwych opcji, że za chwilę za dziurę w budżecie bekną, jak zwykle, biedacy. A nawet nie za chwilę, tylko już. Ale wiecie co? Na szczęście przeżyjemy! Po pierwsze dlatego, że jest jeszcze Ktoś, do kogo w rzeczywistości należymy.Ten Ktoś jest naszym Przyjacielem i Opiekunem. Po drugie my żyjemy w kryzysie permanentnym i jesteśmy zahartowani. Jedliśmy już ze śmietników, marzliśmy, pogardzano nami. Po trzecie świat składa się z ogromnej większości z ludzi przyzwoitych i solidarnych. I to jest moja nadzieja.