Mieszkańcy mojego domu, ludzie bezdomni oglądali kilka dni temu w telewizji informację o kobiecie, którą wykorzystywał seksualnie ojciec. Ich reakcja była kapitalna. Jeden z nich powiedział: jak ta kobieta teraz może żyć, skoro pokazano ją wszystkim. Ktoś mi opowiadał, że sąsiedzi tej pani robili zdjęcia komórkami, żeby sprzedać je potem w prasie.
Od czasów starożytnych oglądanie cudzego cierpienia sprawiało ludziom przyjemność. Niby chrześcijaństwo zlikwidowało walki gladiatorów, już nie ma publicznych egzekucji na rynku przy tłumie gawiedzi, ale upodobania zostały te same. Tylko mamy lepsze środki techniczne, żeby je zaspokajać siedząc wygodnie w domu. Cierpiący żyją w realu. Umierają w realu, nie w telewizorze. Co więcej- nieszczęście i cierpienie może dotknąć każdego z nas. Czy oczekujemy wtedy spojrzenia pełnego współczucia i oparcia czy rechotu gawiedzi i kamery telewizyjnej? Ja wybieram to pierwsze.
Spojrzenie. Zwykle jest pierwsze niż słowo. Artur, upośledzony autystyk, jest fanem Jana Pawła II, Matki Teresy z Kalkuty i ojca Pio. Nikt nigdy mu nie tłumaczył, kim są ci ludzie, bo nie zrozumie tego. Zgarnia wszystkie zdjęcia i książki z fotografiami tych osób. Myślę, że w ich oczach  Artur widzi coś, czego nie dostrzegamy.