Wniebowstąpienie Guariento d’Arpo, 1344

Wiele, bardzo, lat temu uczyłam religii w szkole dla dzieci niewidomych w Laskach, w klasach specjalnych. Razu pewnego, niechybnie przed Wszystkimi Świętymi, tak obrazowo opowiadałam dzieciakom o Niebie, że na zakończenie lekcji, w czasie zwyczajowej modlitwy, kiedy dzieci mogły podawać swoje intencje, usłyszałam: “Módlmy się, żeby pani Małgosia poszła jak najszybciej do nieba.” One mnie bardzo lubiły, z wzajemnością, więc…..chciały jak najlepiej. Żebym szybko znalazła się w dobrym towarzystwie.


Zanim jednak się tam znajdziemy, mamy robotę tu, na ziemi. Konkretnie- ziemskie realia zamieniać w świat miłości i braterstwa. Idzie nam jak po grudzie. Jak jedną dziurę się załata, zazwyczaj już po krzywdzie lub trupach ofiar, to pojawia się nowa. Co więcej – dziury wydłubują często ludzie w imię Boga. W tym Chrystusa. Indywidualnie i w zbiorowym szaleństwie.


Te wielkie dziury nie tworzą się nagle. One powstają z łączenia się wielu małych dziurek. Czarnych dziurek. Pogardy, kłamstwa, pazerności, braku przebaczenia, obojętności.


Czy ktoś dzisiaj śmie napomknąć o cnotach? One wyznaczają kierunek człowieczeństwa po prostu.

Takiego przez duże C.



te zapomniane, podstawowe

umiarkowanie

męstwo

sprawiedliwość

roztropność

Żyć dobrze to nic innego jak miłować Boga całym sercem, całą duszą i całym umysłem. Dla Niego zachowuje człowiek nienaruszoną miłość (dzięki umiarkowaniu), której żadne nieszczęście nie złamie (dzięki męstwu), która posłuszna jest jedynie Bogu samemu (dzięki sprawiedliwości), która czuwa nad rozeznaniem wszystkiego, by nie dać się zaskoczyć przez podstęp i kłamstwo (dzięki roztropności) (Św. Augustyn, De moribus ecclesiae catholicae)

A ich dzieci to:

Pokora
Hojność
Czystość
Miłość
Umiarkowanie
Cierpliwość
Gorliwość i pracowitość

A wszystko to zbiera się w wiarę, nadzieję i miłość, od których pochodzą wszystkie, bo te trzy są darem Boga dla każdego człowieka i przez nie żyjemy i działamy w Bogu. Jesteśmy Jego braćmi i siostrami i znajdziemy się tam, gdzie On jest.


Każda próba naprawiania świata kończy się źle, jeśli nie opiera się na tych zasadach. Ani rakiety wystrzeliwane w Ziemi Świętej i w jej kierunku, ani żadna rewolucja polityczna nie przyniosły i nie przyniosą upragnionego pokoju i sprawiedliwości. Mogą tylko na chwilę zasiać strach i stłumić nienawiść. Wydrążyć dziury, nie zbudować mosty.


I możemy zaklinać rzeczywistość, zwalać na tych “onych”, ale od naszych codziennych zmagań, żeby żyć hm….cnotliwie, co brzmi tak staroświecko, że aż zgrzyta, zależy czy te rakiety, bomby i karabiny będą zabijały nadal, czy też nie. Czy ludzie będą umierali z głodu, dzieci będą bite i wykorzystywane seksualnie, słabsi spychani w niebyt, “inni” żyli w strachu przed prześladowaniami. Czy będziemy żyli pięknie czy brzydko. Czy ktoś będzie płakał czy się uśmiechał. Czy na koniec życia ze spokojem spojrzymy w lustro. I św. Piotr znajdzie nas na liście. Czy zniszczyliśmy czy też uratowaliśmy komuś życie.

Nad-obowiązkowo

W Nowym Testamencie rozbrzmiewa z mocą wezwanie do braterskiej miłości:

„Kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1 J 4, 20).
Także ta propozycja miłości może zostać źle zrozumiana. Nie bez przyczyny, wobec pokusy tworzenia zamkniętych i odizolowanych grup przez wczesne wspólnoty chrześcijańskie, św. Paweł zachęcał swoich uczniów, aby mieli miłość nawzajem do siebie i „miłość do wszystkich” (1Tes 3, 12), a we wspólnocie św. Jana żądano, aby dobrze przyjmowano braci, „zwłaszcza przybywających skądinąd” (por. 3J 5). Ten kontekst pomaga zrozumieć znaczenie przypowieści o miłosiernym Samarytaninie: miłość nie dba o to, czy ranny brat jest stąd czy stamtąd. Bo to właśnie „miłość zrywa izolujące nas i oddzielające łańcuchy, i przerzuca mosty; miłość pozwala nam budować dużą rodzinę, w której wszyscy możemy czuć się jak u siebie. Miłość ma posmak współczucia i godności”/Papież Franciszek Fratelli Tutti/.