No to ja dzisiaj się wystawię twierdzeniem,

że pod koniec życia będziemy sądzeni z miłości, nie przynależności. Do kraju, narodu, rasy, partii, religii czy grupy społecznej.


Jeśli kocham miejsce, w którym mnie Pan Bóg postawił, to zrobię wszystko, żeby było piękne- zgodnie z Jego planem. Piękne w ludziach i stworzeniach, które w tym miejscu żyją. To miejsce akurat nazywa się Polska.

Kto z pogardą patrzy na swój naród, tworzy w swoim społeczeństwie kategorie pierwszej i drugiej klasy, kategorie osób z mniejszą lub większą godnością i prawami. W ten sposób zaprzecza, że jest w nim miejsce dla wszystkich./papież Franciszek/


Na naszym malutkim podwórku, bo wybraliśmy za nie odpowiedzialność- budowanie miejsca dla każdego, kto nie znajduje go w świecie i chce tu z nami być. Czasem po prostu musi, bo nie ma innego wyjścia.

Chłopak, który trafił do domu dziecka po tym, jak brat zginął tragicznie, rodzice popełnili kolejno samobójstwo. Kobieta co piła latami i od lat kilku znalazła przystań i pić przestała, wędrowne ptaki.


Pan, którego znalazła w opolskiej noclegowni wspaniała siostra Aldona wspierająca ludzi bezdomnych, leżącego, brudnego na zgniłym materacu w zagrzybionym pokoju, a przewieźli do nas jej wolontariusze i kilka dni temu podszedł w Jankowicach podziękować za uratowane życie, bo dostał miejsce w DPS-ie.


Nasz Grzegorz- uchodźca z Syrii, ze względu na stan zdrowia przeniesiony ostatnio z Nagorzyc do Jankowic, śmiga na rehabilitacyjnym rowerku i ma lekarza na miejscu, co sprawia, że lata do niego po trzy razy dziennie, ale doktor sobie z tym poradzi.


Pani z afrykańskiego kraju, ofiara handlu ludźmi, chora psychicznie na skutek przeżyć, od lat w Polsce, bez szans na cokolwiek. Człowiek z Ukrainy, chory na raka.


Janek-inny absolwent domu dziecka, lekko niepełnosprawny, jak mówimy- za mądry, żeby dostać rentę, zbyt mało mądry żeby żyć samodzielnie, więc kiedy go system wyrzucił z objęć żył na ulicy z drobnych kradzieży i system znalazłszy go u nas dopomina się o swoje, a ksiądz Jacek porusza niebo i ziemię, żeby w więzieniu nie zniszczono go do końca, bo tacy jak on są łatwym łupem sprytniejszych.


Mój Artur- obywatel, który w “wielkim poważaniu” ma polityków, biskupów i -generalnie- patriotyzm, idee, przepychanki, walki o stołki i kasę, bo nie ma pojęcia, że takowi i takowe w ogóle istnieją, chociaż od nich po części zależy jego los. Jedynie papieża rozpoznaje i kocha. I księdza Bonieckiego. Natomiast Artur wie, że jest Bozia, do mszy służy, w gong wali i z dumą recytuje Ojcze nasz, po swojemu, wypowiadając tylko końcówki wyrazów. I szczęściem jest książka z obrazkami albo….lampa co “świeci się”, którą zdobył właśnie na wyprawie do sklepu z Tamarą i Tomkiem. Obywatel, który jest traktowany jako ciężar, bo rencinę trza dać, głodem zamorzyć nie wypada.


Wspaniała pani Magda- była mieszkanka, sprzed lat, naszego domu na Stawkach. Zawsze dzwoni na święta, urodziny i imieniny. Starsza już pani. Wczoraj zadzwoniła podzielić się wspaniałą wiadomością- po wielu latach dostaje mieszkanie! Nareszcie będzie miała swoje, bo dotychczas błąkała się po wynajmowanych.


Dziewczyna, która pisze z prośbą o wsparcie jej rodzeństwa, żywność i środki czystości, bo tata pije, a mam nie wyrabia z wydatkami na trójkę dzieci. Ojciec niepełnosprawnego człowieka z prośbą o pomoc-renta nie wystarcza na leki i rehabilitację. Starsze, schorowane małżeństwo marznące zimą w domu- nie stać ich na węgiel.


I tysiące ptaków wędrownych. Przygrzewają u nas nóżki, idą dalej często kontynuując swoje dramatyczne wędrówki w poszukiwaniu, nieświadomym, najczęściej nie tam, gdzie można znaleźć-tego, co najważniejsze- bezpiecznej przystani ciepła i miłości./rys.Paolo Lombardi, Włochy/


Dla tych i takich ludzi też musi być miejsce pod polskim niebem i szansa na dobre życie. Miejsce pokoju i solidarności. Szansa, z której mogą skorzystać, choć nie zawsze im i pewnie nam, się to udaje. Pan Bóg jednego nie może: odebrać nam wolnej woli. Bo miłość zakłada wolność. Czyli byłby sprzeczny sam z sobą.


Wiem, ludzi, którzy podobnie myślą i żyją jest mnóstwo. I to oni, choć nie słychać ich i często nie widać, troszczą się, karmią, uczą, leczą, ubierają, dzielą się tym, co mają, wyciągają ręce do słabszych, budują firmy dając pracę, pracują uczciwie, życzliwie przyjmują innych od siebie, aby nie byli obcy, budują mosty, nie fosy. Bez “narodu” na ustach, wielkich słów. I to jest ta dobra Polska. Ta, której nie widać w mediach. Oby innej nie było.

Nad-obowiązkowo

znów Papież Franciszek-Fratelli Tutti, czyli braterstwo w akcji.



Istnieją peryferie znajdujące się blisko nas, w centrum miasta, lub we własnej rodzinie. Miłość posiada również aspekt powszechnej otwartości, nie geograficzny, lecz egzystencjalny. Jest to codzienna zdolność do poszerzania mojego kręgu, docierania do tych, których na pierwszy rzut oka nie postrzegam jako należących do mojego świata zainteresowań, pomimo że są mi bliscy.
Z drugiej strony, każdy brat cierpiący, opuszczony lub lekceważony przez moje społeczeństwo, jest egzystencjalnym cudzoziemcem, nawet jeśli urodził się w tym samym kraju.
Może i jest obywatelem posiadającym wszystkie potrzebne dokumenty, ale ludzie sprawiają, iż czuje się jak cudzoziemiec we własnym kraju. Rasizm jest wirusem, który łatwo mutuje i zamiast znikać, ukrywa się i stale się czai.