Zmarła Ela. Była członkinią naszej Wspólnoty. Ostatnie półtora roku mieszkała i pracowała w Jankowicach. Opiekowała się chorymi. Kiedy przyjeżdżałam tam z Arturem, ciocia Ela z anielską cierpliwością siedziała z nim w świetlicy oglądając bajki i robiąc stosy kanapek i kubły herbatki. Dziękujemy za wszystko: Twoją pracę, obecność, modlitwę. Do zobaczenia, Elu.


W Zochcinie w czwartek znowu zapchana pompa do szamba. Wowa, klnąc- słusznie, na czym świat stoi -oczyścił. Tym razem były majtki. A pomysłowość jeszcze nie zakończyła pracy. Mieliśmy już końcówki od mopa, maseczki, szmaty, jakieś elementy plastikowe, ręczniki, chusteczki higieniczne….

Dziś- sobota, telefon o 20.00 od ks. Jacka: “pompa zapchana, g….leją się po podłodze”. Ręce już wszystkim nam opadły. I nawet ani mnie ani Tomkowi nie chce się robić kolejnej awantury przy użyciu wyrazów powszechnie uważanych za wulgarne. Szkoda brudzić sobie gębę. G…na będą się lały do rana, bo nie zerwę Wowy z łóżka na mróz do czyszczenia pompy. To nie należy do jego obowiązków. Oczywiście żaden z mieszkańców sam tego nie zrobi, bo zniszczy pompę za kilka tysięcy zeta.

Już nawet był pomysł, żeby na jakiś czas wynająć TOi-toia i zamknąć toalety. Może wtedy rozum sprawcom wróci. Problem w tym, że niewinni będą cierpieć, bo robi to jedna, góra dwie osoby, a mieszka siedemnaście. To jest przyczynek do refleksji o standardach w schroniskach dla ludzi bezdomnych. Dom w Zochcinie-nówka-ma 3 lata, jest piękny, jedna, wypasiona łazienka z prysznicem na cztery osoby, ciepła woda non-stop. Nikt ze Wspólnoty nie ma takich warunków. Nam w Nagorzycach wiatr po głowie hula, myszy i szczury wyłażą spod spróchniałych desek podłogi, do łazienki trzeba wędrować przez pół domu, ciepła woda reglamentowana wielkością termy- jak się jeden kąpie, drugi musi czekać parę godzin na zagrzanie. W Warszawie na Gniewkowskiej nasi mieszkają w piwnicy. Oczywiście, jak w każdym domu, w Zochcinie o czystość dbają niby sami mieszkańcy, ale w rzeczywistości porządku pilnuje zatrudniona pani, bo inaczej…..hm….

I nie wynika to akurat z braku głowy. Wynika z postawy: “jest mi wszystko jedno” i “niech ONI się o to martwią, ja olewam.” “Brać, ale nic z siebie nie dać”.

To olewanie dobra wspólnego, nie liczenie się z innymi, cóż, nie tylko wśród naszych mieszkańców, zaczyna być chorobą tak powszechną na każdym szczeblu życia społecznego, że dziw mnie czasem bierze, że jeszcze się nam owo społeczeństwo na kawałki nie rozpadło.

Coraz trudniej żyć we wspólnocie z takimi ludźmi. A mamy skalę porównawczą-ponad 30 lat pod jednym dachem z ludźmi bezdomnymi. To już całe pokolenie. Pokolenie “sie należy”. Jeszcze wśród starszych osób jest trochę takich, którzy starają się, na miarę swoich możliwości, utrzymać godność. I tylko świadomość, że mimo wszystko są to nasi bracia w człowieczeństwie i że nie można pozwolić im upaść już do końca czasem powstrzymuje nas przed ….otwarciem drzwi i wywałką takiego bezczelnego lub roszczeniowego osobnika lub też osobniczki. No i zima jest. Więc jutro Wowa, uproszony przeze mnie, przystąpi do czyszczenia pompy. Klnąc- i słusznie.

I tak grzebiemy się w g….ach tego świata, z nadzieją, że któregoś dnia, dzięki Cierpliwej Miłości zamienią się w przepiękne jeziora, pełne ryb i roślin. Bo my to takie MPO. I chylę głowę przed pracownikami tej instytucji.

A że mam dosyć wrażeń w tym tygodniu, to z ufnością, że przez następne kilka dni nie wydarzy się nic nadzwyczajnego i z tęsknotą za zwyczajnością, którą chyba dzielę z wieloma ludźmi znękanymi dodatkowo epidemią, życzę Moim i każdemu- pokoju i zwykłości. I niech Niebiański Zarząd tym światem weźmie pod uwagę nasze pragnienia.

Nad-obowiązkowo

Nasze serca będą się wciąż poszerzały,
wciąż będą obarczone
ciężarem różnorakich spotkań,
wciąż bardziej obarczone ciężarem Twojej
miłości,
ukształtowane przez Ciebie,
zaludnione naszymi braćmi ludźmi.

Świat nie zawsze jest przeszkodą,
by modlić się za świat.
Jeśli niektórzy muszą go opuścić, by go odnaleźć
i unieść się ku niebu,
inni muszą się w nim zanurzyć ,
aby ku temu niebu
wznieść się,
ale już razem z nim.
W czeluściach grzechów świata
wyznaczasz im spotkanie;
przylepieni do grzechu, z Tobą żyją niebem,
które pociąga ich i niepokoi.

Madeleine Delbrel

Madeleine Delbrel

1904-1964
Absolwentka Sorbony, po nawróceniu w wieku 20 lat – pracowała jako pracownik socjalny w dzielnicy robotniczej w Ivry, gdzie wraz grupą przyjaciół tworzyła wspólnotę gościnności, modlitwy, wsparcia dla ubogich, Głosiła Ewangelię w środowisku przesiąkniętym ideologią marksistowską poprzez codzienne, proste życie. Pisarka, mistyczka. Proces beatyfikacyjny w toku.