Pani spała 2 tygodnie w samochodzie. Jedyne miejsce, jakie nam pozostało na kwarantannę przed przyjęciem, to pustelnia w Zochcinie. Jedyne niebezpieczeństwo jakie czyha tam na panią, to śmierć z nudów. Bo raczej powołania pustelniczego kobieta nie ma, a tam nawet telewizora brak. I nie za bardzo jest jak podłączyć. Za to jedzenie, łazienka i cieplutko.


Rodzinka starająca się o status uchodźcy wybrała się kilka dni temu, mimo zakazu opuszczania domu, na wycieczkę aż pod Warszawę. Spotkali się z rodakami. Było ponoć fajnie. Jak wrócili było mniej fajnie. Spotkali się ze mną. Kwarantanna. Mamy w domach ludzi starych, schorowanych i reżim musi być.


Całkiem nową sprawność zdobywamy. Mieszkańcy zamknięci w domach mają ciężko. Tłok rozładowywał się zawsze przez spacery, wyjazdy, gości. Teraz atmosfera gęstnieje. Do tego oni też przeżywają lęk, spotęgowany poczuciem absolutnej zależności i własnej słabości. Przynajmniej ci, którzy rozumieją, co się dzieje. Organizujemy jak możemy jakieś zajęcia. Kulturalno-rozrywkowo-sprzątające.


W Jankowicach- seanse filmowe z pop-cornem, robienie sałatki, grill czyli koronaparty na całego. I koło fortuny z mieszkańcami. Majonezu dostaliśmy wiadra całe.


Na Gniewkowskiej- “generalka” czyli generalne sprzątanie wszystkiego. I wycinanie i malowanie jajek z papieru. Nawet zwykle oporni z samych nudów się załapali. Okazuje się, że nuda też może się znudzić.


Jak komuś źle w zamknięciu z rodziną i dziećmi, to niech mu ulży, kiedy pomyśli, że niektórzy ze Wspólnoty są zamknięci od wielu dni z kilkudziesięcioma chorymi ludźmi, z których każdy ma swoje problemy i wielu nie ma głowy. A wyjść na chwilę, żeby przewietrzyć resztki głowy własnej też nie można. Damy radę i nie słyszę narzekań. Raczej ogromne współczucie i wolę walki. Bo to jest sytuacja specyficznej wojny. Nawet do mojego Grzegorza Syryjczyka wreszcie dotarło, że koniec spacerów poza teren i jadłospis nieco uszczuplony. Człowiek starszy, zagrożony, ale też uparty jak osioł, ten nasz Grześ. I pomyślcie o nim. On już nigdy nie spędzi Świąt z dziećmi i wnukami. I musi z tym żyć. Cierpienie stało się nagle doświadczeniem globalnym.


Niedziela Palmowa, Niedziela Zmartwychwstania w kilku domach będą bez Eucharystii. Nie wpuszczamy nikogo, w tym kapłanów. Mamy różne pomysły. Liturgia Słowa, to proste. Jednak trzeba czegoś więcej.


Rzutnik

Wymyślili więc w domu dla chorych, żeby puścić transmisję mszy. Telewizor jest w jadalni. Mieszkańcy chcieliby w kaplicy, bo przez jadalnię wszyscy przechodzą, szurają, rozmawiają. Nie ma nastroju skupienia. Telewizora przenieść się nie da, bo kabel od anteny za krótki, musiałby mieć z 50 m. Ekran mamy, ale nie ma rzutnika. Może ktoś by pożyczył? Podłączy się router, laptopa i rzutnik. Namiastka, ale lepsze to, niż nic. Transmisji mszy jest obecnie wiele. “Gdzie dwóch, albo trzech jest zebranych w Imię Moje, tam Ja jestem” /Jezus Chrystus/


Piszą nasi z Włoch, że znajomy ich ksiądz w Rzymie wpadł na pomysł: mszy publicznie nie może odprawić, ale jeśli ktoś chce, to może pojedynczym osobom, udzielić komunii. Powiedzmy, że znajomym i znajomym znajomych, którzy akurat w porze mszy bez ludu przechodzili “przypadkiem” ulicą obok kościoła. Pan Jezus stał się deficytowy i trzeba mieć znajomości, żeby Go przyjąć w komunii. Choć generalnie wszyscy akceptują zakaz gromadzenia się w kościołach i publicznych liturgii, nawet dla kilku osób. Włosi stracili zbyt wielu ludzi, w tym kapłanów, żeby lekceważyć zagrożenie.


W Rumunii siostry dostały pozwolenie na udzielenie sobie komunii z Tabernakulum w czasie Liturgii Słowa. W poczuciu solidarności z tymi, którzy odcięci są od Eucharystii, postanowiły korzystać z tego przywileju tylko w niedziele i Wielki Czwartek. Tęsknotę zaś ofiarować w intencji chorych.

O dramatycznej sytuacji w tejże Rumunii też piszą. O tym, że wychodzą wyraźnie nierówności- ubogie dzieci odcięte są od nauki z powodu braku komputerów i internetu, ludzie tracą pracę, słabo dotychczas funkcjonująca pomoc społeczna przestała właściwie istnieć. Ci, co utrzymywali się z żebrania są głodni. Jak u nas.


Nasz Fundusz Stypendialny kupił biegiem kilka laptopów dla stypendystów. Generalnie zawsze pytamy młodzież o komputery i internet i zaopatrujemy tych, co nie mają. Jeszcze nie tak dawno słyszałam głosy krytyki, że to zbędny luksus. Często krytyka była napisana na dobrym laptopie z z dobrym internetem. Luksus mieć ja-dobra rzecz. Luksus mieć biedak-zła rzecz.


Dzięki dobrym ludziom mamy dzisiaj co jeść, a nawet mamy środki dezynfekujące i….kilka kombinezonów i rękawiczki. Kombinezony, dar bezcenny, wysłał nam Bp. Krzysztof Nieciąg z Kościoła Wspólnot Chrześcijańskich. /Nawiasem, od dawna dzielą się z nami żywnością Bracia Protestanci w Krakowie./ Bogactwo teraz tak wygląda. Trudno wymienić wszystkich, którzy tworzą łańcuch. Kluby Tygodnika Powszechnego, Dobra Fabryka, Lions Club, setki imiennych i bezimiennych ofiarodawców, Rycerze Kolumba….. My też dajemy, co mamy. Wysyłamy maseczki, dajemy płyn dezynfekujący, paczki żywnościowe już zaczęły wyjeżdżać w kierunku naszych uboższych przyjaciół. No i nasi mieszkańcy w liczbie 260 mają pełne brzuchy. Na razie. Słowo DZIĘKUJEMY nie wystarczy. W każdej mszy św. modlimy się za Was, wierzących, niewierzących, wierzących inaczej.

Tomasz dzieli zdobycze między domy i ubogich

A przeżyliśmy w naszej 30-letniej historii czasy, o których młodym trudno nawet opowiadać. Suchy chleb ze starym smalcem to był rarytas. Dla ogrzania się i z powodu braku miejsca spaliśmy pokotem na zestawionych łóżkach. I Pan Bóg nas jakoś prowadził i prowadzi. Pod warunkiem, że jesteśmy z Jego ubogimi.


“Siostro! Co za ogromna radość! Dziś dostałam decyzję o przyznaniu mi stypendium 200 zł i tu piszą, że mogę je przeznaczyć na płytę lub audiobook. Ja liczę każdą złotówkę i mam tylko na jedzenie i opłaty i już wiele lat nic nie kupowałam poza tym co konieczne. Te 200 zł to cud! To dar z Nieba. Bardzo Siostrze DZIĘKUJĘ za działalność na rzecz ludzi ubogich, niepełnosprawnych.” /pani, która ostatnio otrzymała stypendium dla osób niepełnosprawnych/ .

To nasze wspólne, z setkami dobrych ludzi, dzieło. Nadzieja.


Nadobowiązkowo

szkoła modlitwy

Istnieje stopień rozpaczy łączący się z doskonałą nadzieją. Jest to punkt, w którym zstępując do wnętrza będziemy potrafili się modlić ; i wtedy wystarczy wezwanie: “Panie zmiłuj się”.

Św. Maksym jako młody człowiek usłyszał w kościele wezwanie św. Pawła: Módlcie się nieustannie. Wyszedł z kościoła, udał się w góry i modlił się jak umiał, słowami Ojcze nasz i kilku innych modlitw. Czuł się wspaniale. Do zmierzchu.

Kiedy zapadła noc zaczął słyszeć wszystkie odgłosy puszczy, dzikich zwierząt i ich świecące oczy, pisk upolowanych przez nie mniejszych. Przyszedł strach. Poczuł się całkowicie bezbronny, samotny, zdany na łaskę przyrody. Tylko Bóg mógł mu udzielić pomocy. Przestał recytować wyuczone modlitwy, których słów ze strachu nie pamiętał. Zaczął krzyczeć jak niewidomy Bartymeusz do przechodzącego obok Jezusa: “Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną.”

Rano, kiedy bestie poszły spać zaczął się znów modlić wyuczonymi tekstami, ale poczuł głód. Wrócił strach przed zwierzętami ukrytymi wśród krzewów i jagód, którymi chciał się posilić. I znów, za każdą zrywaną jagodą krzyczał jak żebrak;”Panie Jezu Chryste….”

Mijał czas. Do zewnętrznych niebezpieczeństw dołączyły pokusy duszy i ciała. I znów wołał słowami niewidomego żebraka.

I tak przez lata nie było ani chwili, kiedy przerwałby ten krzyk: “Panie Jezu, pomóż mi, pomóż”.

Pewnego dnia, po czternastu latach życia w puszczy, ukazał mu się Pan i w tym momencie spłynęła na niego cisza i spokój, duchowa pogoda. Nie pozostał w nim żaden strach-ani przed ciemnością, ani przed dzikimi zwierzętami, ani przed diabłem.

“Z tą chwilą dowiedziałem się, że jeśli nie przybędzie sam Pan, jestem beznadziejnie i całkowicie w sytuacji bez wyjścia. Tak więc nawet czując pogodę ducha, pokój i szczęście nie przestaję się modlić “Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną”- powiedział.

W ten sposób Maksym nauczył się modlić nie wbrew zamieszaniu, lecz dzięki zamieszaniu i dlatego, że zamieszanie to stanowiło prawdziwe niebezpieczeństwo./wg.Arcbp.Anthony Blooma, Szkoła modlitwy/

Arcbp.Metropolita

Anthony Bloom

1914-2003
Lekarz, członek francuskiego Ruchu Oporu, mnich, arcybiskup Kościoła Prawosławnego w Anglii.