Dom dla Kobiet w Warszawie. Dobre panie przyprowadzają bezdomną kobietę. Kierowniczka, Ola, prosi o możliwość przejrzenia rzeczy w walizce. Często bowiem panie wnoszą śmierdzącą żywność, insekty w pakiecie, alkohol. Pani otwiera walizeczkę. Wyskakuje….pies. Hm….problem, bo nie ma tam warunków na trzymanie zwierząt. Pani proszona do pokoju socjalnego, żeby ustalić jak można pomóc mimo wszystko, wyjmuje z kieszeni klucze i wali Olę w twarz. Kluczami. Tak czasem wygląda nasza robota.


Pan Gienio- od roku leży w korytarzu w domu dla chorych. Jest nosicielem bakterii, nie powinien u nas być. Nie mamy izolatki. Tony korespondencji z urzędami. Milusi pan Gienio jest. Pracownicy mają u niego -każdy-swoją ksywkę. Ch….j, Rura…..K….wa itd. Tak właśnie zwraca się do tych, którzy mu przynoszą jedzenie, ścielą łóżko, kąpią i myją tylną część ciała. A oni to robią nadal.


Inny pan, co pamiętał ze swojego bujnego życia tylko 2 słowa: “Ch…j” i “d….pa” po kilku tygodniach terapii powiedział po raz pierwszy słowo przyzwoite.


Pan Grzegorz, chodzący, w szpitalu był tydzień. Okazało się, że leki wsadzane mu do ust i popijane przy pielęgniarzu gromadził pod językiem, po czym wędrował do pokoju i wypluwał do kubeczka. Jak się uzbierało, to połknął wszystkie. Niby nic nie kuma, nie wie jak się nazywa, zespół Korsakowa, a to wymyślił. Teraz każą mu język wyciągać. Zwrócony ze szpitala z czterema odleżynami. Zdolną mamy służbę zdrowia. W tydzień?


Pan Krzysztof zawieziony na SOR. Na wózku, pampersowany. Pojechał czyściutki, ogolony. Przyjęty na oddział, czekał jeszcze 6 godzin, aż ktoś się nim zainteresuje. Po sześciu godzinach siedzenia na wózku zasikany i nie tylko. Szpital pisze: “pacjent bezdomny, zaniedbany.” To se posiedź 6 godzin na wózku, drogi Ministrze Zdrowia, bez nóg i możliwości zmiany pampersa, bo nikt się nie ruszy, żeby cię zapytać czy nie potrzebujesz się wysikać. Opiekun musiał go zostawić, upewniwszy się, że będzie przyjęty i pojechać załatwiać sprawy, bo nie mamy możliwości oddelegowania pracowników na całe dnie i noce do siedzenia na SOR-ach przy naszych ludziach. To średnio 60-70 godz tygodniowo. Kiedy kierowca widzi, że sprawa będzie się ciągnęła, jedzie w międzyczasie po jedzenie, czy z innym chorym. Zostawia człowieka hm…..na pastwę służby zdrowia.


Misja Kamiliańska prowadząca schronisko w Warszawie dostała pismo, z którego wynika, że ma ” załatwić sprawę” swoich bezdomnych mieszkańców, którym odmówiono decyzji administracyjnej. Sztuk mają na dzień dzisiejszy 19 takowych. Szkoda, że nie powiedziano wyraźnie- wywalić na ulicę lub zutylizować. Uprzejmie donoszę, że w naszych domach też są ludzie w sytuacjach dramatycznych, którym odmówiono decyzji administracyjnej. Nielegalni bezdomni. Nowy termin.


Młody, lat 18. Jako dziecko meldowany w mieście X. Potem już był w Warszawie. Z powodów rodzinnych został sam. Uczeń średniej szkoły. W tym roku matura. Pomoc a-społeczna chciała go od nas wyrzucić do noclegowni w mieście X. Natychmiast. Niech swojego syna wyślą do noclegowni dla ludzi bezdomnych w wieku 18 lat. Tak, na próbę.


Pani Kazia, 20 lat w stolicy, pracowała, wynajmowała. Straciła wzrok, a co za tym idzie pracę i mieszkanie. Leczy się w Warszawie. Dano jej łaskawie decyzję na pobyt u nas do końca sierpnia. Potem miała jechać do Radomska, gdzie była ostatnio, 20 lat temu, meldowana. Termin pierwszej operacji – 4 września. W Warszawie. Tu lekarze, dokumentacja itd. Oczywiście została u nas na nielegalu. Już jedno oko zoperowane, teraz czeka na drugie. Jak odzyska wzrok, może wróci do pracy.


Gdyby to był twój syn, twoja matka, twój ojciec? Gdybyś to była ty, był ty?

Takich historii są dziesiątki, setki. I byłoby to śmieszne, gdyby nie stały za tym ludzkie tragedie, ciężka praca nad przywróceniem nadziei tym ludziom.

I ja się pytam, tak dla dla kolegi, gdzie w tym wszystkim jest dobro człowieka? I jak długo ludzie rzeczywiście poświęcający swoje życie dla dobra …….Polski, w tym moi młodzi i starzy współpracownicy i setki innych ludzi dobrej woli, będą walczyć z głupotą systemów zamiast walczyć z biedą wyrysowaną na twarzach ludzi bezdomnych, starych, chorych, niepełnosprawnych, pogubionych młodych?

Dlaczego milczycie, koledzy, koleżanki z NGO’sów, narzekając ewentualnie po cichutku? Dlaczego milczycie, Wy, ludzie Kościoła? Gdzie macie społeczną naukę Kościoła? Miłosierdzie, o którym tak głośno się mówi? Stawanie po stronie najsłabszych? Dlaczego moi młodzi, upaprani często……tak, g….wnem z pampersów biedaków, pytają- czemu w Kościele nas nie lubią?


Odpowiadam- spoko, lubi nas, mam nadzieję Chrystus. On też miał nie tylko fanów. Młodzi jednak widzą ostrzej, są bezkompromisowi.

To nie jest skarga. To wezwanie do nowego życia. Tu i teraz. Świat nieustannie potrzebuje remontu. Ewangelicznego. Najgorzej będzie, jak przyzwyczaimy się, my chrześcijanie, do sypiących się tynków i brudnych ścian, jak będzie nam wszystko jedno, za cenę spokoju. Iluzorycznego, rzecz jasna. Bo cierpienie, starość, nieszczęścia nie ominą nikogo. I wtedy możemy być zdziwieni, że nie ma pomocy.

Nie mówiąc o tym, że zdziwić się możemy okrutnie na bramce u św.Piotra, kiedy ten zawszony gość spod mostu wejdzie bez problemu, a nam każą zostawić cały bagaż -czeki, karty kredytowe, kasę, mieszkania, samochody i smartfony, władzę i pychę. To zajmie duuuużo czasu. A gość spod mostu będzie już się przechadzał po rajskich ogrodach w towarzystwie świętych.


Nad-obowiązkowo

ks.Jan Zieja

1897-1991 Żołnierz 1920 r, kapelan Szarych Szeregów i Batalionu Baszta w czasie Powstania Warszawskiego, działacz opozycji antykomunistycznej, współzałożyciel KOR, działacz społeczny. Nie zawsze mile widziany przez współwyznawców i przełożonych. Żył w ubóstwie, wspierał ubogich.

Wszystko, cokolwiek Bóg wpoił w nasze sumienia, cokolwiek uroczyście przypomniał przez swe przykazania. cokolwiek obwarował swoimi ustawami i przepisami, do czegokolwiek nawoływali prorocy izraelscy i mędrcy różnych narodów-to wszystko zmierzało do jednego:”Wszystko, cokolwiek chcecie, żeby wam ludzie czynili i wy im czyńcie” To jest Zakon i Prorocy.

Opuścić ręce, oddać się lenistwu i gnuśności, wybierać to, co łatwiejsze-to niegodne twych dzieci. Życie duchowe to nieustający wysiłek ku prawdzie i ku dobru.
Osłabienie tego wysiłku to jakby choroba;ustanie wysiłku -to śmierć.
A Ty przyszedłeś, abyśmy “życie mieli i obficie mieli”.
Więc- prowadź w górę, prowadź w ciasną bramę.