Tomasz

Zochcin, Jankowice

Zawsze jest za dużo pracy, za mało czasu. Albo za dużo pracy a za mało zasobów do realizacji zadań. Kiedyś w książce pod tytułem “Zmienne oblicza wojny” przeczytałem o tak zwanej wojnie asymetrycznej. Jest to sytuacja, w której dwie siły lub więcej walczą przy zachowaniu olbrzymiej dysproporcji. Strona teoretycznie “słabsza” ma skromne możliwości (stara technologia, ograniczone środki wywiadowcze oraz dużą ilość niezorganizowanych bojówek często niezależnych od siebie). Natomiast kapitałem tej “słabszej” strony jest determinacja czy też często desperacja. Drugą stroną czyli “silniejszą” nazywamy w tym przypadku mocarstwo z ogromnym budżetem, armią i technologią. Do tego należy doliczyć świetny wywiad i kontrwywiad. Paradoksalnie przeważnie ta “silniejsza” strona jest jednak w gorszej sytuacji. Dlaczego? Otóż, przy wykorzystaniu wielkich zasobów, strona słabsza jest do przodu ponieważ wystarczy jeden zamach samobójczy aby pokazać wszystkie luki w systemie “silniejszego” przeciwnika.


Dlaczego tutaj wtrącam taką wojenną terminologię. Jesteśmy sobie “Wspólnota Chleb Życia”. Mamy do dyspozycji tyle ile dostaniemy od ludzi dobrej woli. Mamy ograniczone środki, ograniczone zasoby ludzkie, jak pokazała moja ostatnia niedziela- samochody są również mocno wyeksploatowane. ograniczone siły przerobowe. Prowadzimy 10 domów w 40 osób. Oprócz zwykłej działalności mamy różne dzielone zadania.
Moi mili to jest wojna. Wojna z biedą, która jest dla nas wrogim mocarstwem. My jesteśmy jedną z tych bojówek, które próbują walczyć.


Ostatnia niedziela, Miki miał wrócić do Krakowa VW Transporterem. VW jak wiadomo bez silnika ponoć też może jeździć. No, a tutaj wszyscy zostaliśmy zaskoczeni, bo “strażak”, jak mówimy na wyżej wymieniony samochód, nie chciał w trasie odpalić. Ani na pych ani po dobroci. W końcu zdecydowaliśmy, że czekamy na assistance i samochód do mechanika, który robi wszystkie nasze “trupy”. No ale cóż, skoro VW nie jedzie to co pojedzie? Master z odpadającą podłogą? Niestety, ale tak. Kilka dni wcześniej Janek utknął w trasie, tym razem Citroenem. W nocy.


Następna przygoda: dzisiaj dzień leków w “Bedsaidzie”./dom w Jankowicach/ Więc po odwiezieniu mojego synka do żłobka- jazda do Jankowic. Leki mają to do siebie, że większość tabletek jest do siebie podobna. Przy kilku pacjentach musiałem się mocno przypatrzyć aby nie zabić człowieka. Następnie drugie śniadanie (jestem na diecie więc muszę jeść ze smakiem kilogramy tuńczyka i awokado aby jak najdłużej móc służyć), ale Amisz upiekł szarlotkę. No nie da rady muszę spróbować. I tak między lekami zajadałem się ciastem. W końcu za nieustanną walkę należy mi się trochę przyjemności. Nie palę, nie zdradzam żony, nie piję to chociaż zgrzeszę z szarlotką.

Potem leki ukończone, ale trzeba zrobić opatrunek Zdziśkowi, któremu jedna rana na nodze się goi ale chrzani się inna. Zakładam więc mundur ratownika (w nim się czuję mądrzejszy, i taki trochę superbohater jednocześnie). Następnie zaglądam do odparzenia babci Teresce do… Dobra nie będę mówił gdzie i skąd to oparzenie…. W każdym razie walczyła pod Monte Cassino, widziała Jezusa na Wzgórzu Golan, a teraz ukrywa się przed mafią w naszej “Bedsaidzie”.

Kuba z Błażejem poszli na pielęgniarstwo. Może w tej wojnie zyskamy w końcu Korpus Medyczny.  

Artur zajumał dzisiaj steteskop i bada wszystkich. Jeden “personel” już jest!!!!

Z racji tego durnego kursu* na kierowników domu, uciekła mi na razie wymarzona podyplomówka z zakresu medycyny podróży i sytuacji ekstremalnych.  

Miki opowiadał mi, że prowadzących kurs zdziwiło, że można mieszkać z bezdomnymi w jednym domu. No jak? Pyta prowadząca- z TYMI ludźmi? W JEDNYM domu? No tak, a co w tym dziwnego? 

Dalsze pytanie- bo nie można autorytarnie rządzić schroniskiem tylko demokratycznie na zasadzie “pogadajmy”:

– jak Pan/Pani rozmawiacie z mieszkańcami o potrzebie wykąpania się? 

Renia odpowiedziała, że na zasadzie: “zanosimy pod prysznic i mimo protestów kąpiemy, aż skóra odzyska naturalny połysk.” Ale nie nie nie, trzeba demokratycznie: “proponuję Panu i Pani abyście poszli się wykąpać w celu poprawy higieny i komfortu węchowo-wzrokowego pozostałych mieszkańców”. Już widzę jak nasze kochane Korsakowy idą na takie pogadanki. Coś czuję, że swojego kursu nie zdam, bo mnie będzie nosić od sarkastycznych uwag. 

Zastanawiam się, czy po tym całym kursie nie wejdzie kolejny kurs. Na przykład na animowanie czasu osobom bezdomnym i sprawdzanie czystości pokojów. Moim faworytem jest również certyfikat na wożenie jedzenia zimą przez zaspy. Taka logistyka redystrybucji żywności darowanej. I obiecuję, jak ktoś mi zaproponuję grubą kasę to sam mogę uczyć i wozić projektor na prezentacje.

*Kurs organizacji pomocy społecznej – ukończenie jest obowiązkowe dla osób prowadzących schroniska dla ludzi bezdomnych. Koszt od łebka-ok.3000 zł. Co drugi weekend zawalony, a mieszkańców nie da się wystawić w tym czasie za drzwi.

Nad-obowiązkowo

św.Tomasz Morus 1478-1535

Patron mężów stanu i polityków.

Zrzekł się urzędu kanclerza królewskiego, kiedy król pojął za żonę kochankę i ogłosił się głową kościoła w Anglii. Nie podpisał tzw aktu supremacji, pozostając wierny papieżowi i Kościołowi Katolickiemu.
Zginął ścięty w 1535 r. Żonaty, 4 dzieci. “Kiedy obejmowałem urząd kanclerza, prosiłeś mnie królu, bym wpierw słuchał Boga, a potem Ciebie, a dziś ginę za to, że wpierw słuchałem Boga, a potem Ciebie…”.



ogłoszony patronem mężów stanu i polityków przez

Jana Pawła II

fragmenty listu apostolskiego:

Gdy człowiek jest posłuszny wezwaniom prawdy, sumienie kieruje nieomylnie jego czyny ku dobru. Właśnie ze względu na swoje świadectwo o prymacie prawdy nad władzą, składane aż do przelania krwi, św. Tomasz Morus jest czczony jako zawsze aktualny wzór wierności wyznawanym zasadom moralnym. Również poza Kościołem, zwłaszcza wśród tych, którzy powołani są, aby kierować losami narodów, jego postać postrzegana jest jako źródło inspiracji dla polityki, która za swój najwyższy cel uznaje służbę człowiekowi.

Wierny swoim zasadom, troszczył się o sprawiedliwość i próbował ograniczyć szkodliwe wpływy tych, którzy dbali jedynie o własne interesy kosztem słabszych. W 1532 r., nie chcąc udzielić poparcia zamiarom Henryka VIII, który pragnął przejąć kontrolę nad Kościołem w Anglii, podał się do dymisji. Wycofał się z życia publicznego, godząc się z ubóstwem, jakie przyszło mu znosić wraz z całą rodziną, opuszczony przez wielu fałszywych przyjaciół, którzy w chwili próby odwrócili się od niego.

Głęboki dystans wobec zaszczytów i bogactw, pokora wsparta pogodnym i żartobliwym usposobieniem, trzeźwe spojrzenie na ludzką naturę i na ulotność sukcesów oraz trafność sądu zakorzenionego w wierze dały mu wewnętrzną moc i ufność, która wspierała go w przeciwnościach i w obliczu śmierci. Jego świętość zajaśniała pełnym blaskiem w chwili męczeństwa, ale została przygotowana przez całe życie poświęcone pracy w służbie Boga i bliźniego.

Panie, obdarz mnie dobrym trawieniem,
a również czymś, co mógłbym strawić.
Daj mi zdrowie ciała i dobry humor,
by móc je zachować.

Daj mi, Panie, duszę prostą, która potrafi
uznać za skarb wszystko, co jest dobre
i która nie zlęknie się widokiem zła,
ale raczej znajdzie sposób,
by doprowadzić wszystko na swoje miejsce.

Daj mi duszę, która nie zazna nudy,
zrzędzenia, westchnień, lamentów
i nie pozwól, bym zbytnio martwił się zawalidrogą,
która nazywa się „ja”.

Daj mi, Panie, poczucie humoru.
Udziel mi łaski zrozumienia żartu,
by odkryć w życiu trochę radości
i by móc użyczyć jej innym.

Amen.

św.Tomasz Morus