Uruchomienie machiny nowego domu prawie ukończone. Z dowcipnych sytuacji- nie działał wyciąg w kuchni. Co się okazało? Zapomniano podłączyć go do otworu wentylacyjnego.


Zmarł pan Aleksander. Znałam go tylko telefonicznie. Od dwóch lat czekał na miejsce w nowym domu. Mieszkał sam, kompletnie niepełnosprawny. W ubiegły czwartek, po dokładnym sprawdzeniu, że rzeczywiście chce u nas być, chłopaki pojechały do Katowic po sprzęt, który zgromadził: wózki, łóżko specjalne itd. Jego przywiózł kolega. Człowiek szczęśliwy – jeździł sam po terenie, na powietrzu. W sobotę nagle spadł z wózka. Pogotowie, szwy-niegroźne skaleczenie. W drodze powrotnej ze szpitala zaczął tracić świadomość. Kolejne pogotowie. Szpital bezradny, żadnych złych wyników neurologicznych, przynajmniej na dostępnej im aparaturze. Stan ogólny zły, liczne infekcje wynikłe najprawdopodobniej z niemożności dobrego leczenia, wieloletnich zaniedbań. W szpitalu rozpaczliwy brak lekarzy. W poniedziałek już nie żył. Dwa dni szczęścia miał biedak. A żył dotychczas dzięki naszemu stypendium dla niepełnosprawnych. Sam mówił, że gdyby nie te 300 zł, umarłby z głodu.


W miasteczku Daleszyce /koło Kielc, dla “cudzoziemców” spoza naszych stron/ jest hit! Wędrowny ośrodek pomocy społecznej. W gminach, gdzie wioski to rozrzucone domy i brak komunikacji, osoby potrzebujące wsparcia nie są w stanie dotrzeć do OPS. Sami wielokrotnie woziliśmy naszych sąsiadów, którzy nie mogą dotrzeć do lekarza czy gminy, bo nie mają czym i za co. A tu -proszę- bus podjeżdża i pracownik socjalny czy inny fachowiec. Można? Można. Wykluczenie komunikacyjne to wielki problem ludzi starszych, niepełnosprawnych. Zdrowi mają tu wszyscy samochody. Owszem sąsiada podwiozą, ale często trzeba zapłacić. A tu nie ma za co.

to powinien być standard w każdej wiejskiej gminie

Artur ruszył po raz pierwszy w tym sezonie na quadzie. Po kilku okrążeniach urwało się przednie koło! Quad był niedawno serwisowany. Anioł Stróż ma z moim synkiem robotę bez przerwy. Nic mu się nie stało. Arturowi, rzecz jasna, bo Anioł niematerialny i guzów sobie chyba nie nabija. Niedawno synek dostał ataku padaczki w korytarzu. Na moment zniknął mi z oczu, chciał wyjść na dwór. Korytarz wąski, szafki. Zdążyłam dobiec. Obyło się bez stłuczki. Tak jest często.

Ponoć można zdobyć psa wyszkolonego do przewidywania ataków epilepsji. Ktoś? Coś? Psi chłopak -opiekun ułatwiłby nam życie. Latamy z Tomaszkiem za hrabią, lecz nie zawsze da się wszystko przewidzieć. Są w miejscach newralgicznych kamery, ale wszystkiego nie ogarniemy. Nie mówiąc o tym, że pan czasem wybiera się przed siebie, bo “Artur idzie sklep”. Sklep ci u nas najbliższy za 2 km.

front walki

Pewna mieszkanka w domu dla kobiet na propozycję nie do odrzucenia, rzecz jasna, pomocy w sprzątaniu domu zażądała…..zatrudnienia firmy sprzątającej.

Zmiany w postawie naszych mieszkańców są pochodną zmian w mentalności społeczeństwa i bzdurnej w wielu aspektach polityki społecznej. I nie tylko społecznej.


Człowiek niepełnosprawny, niemający prawa do renty dostaje zasiłek stały w wysokości 645 zł i musi za to przeżyć miesiąc. Wszelkie inne dochody zmniejszają mu wysokość tej sumy.

Ale nie nasi mieszkańcy! Nowe prawo mówi, że korzystający ze schroniska dotowanego w części lub całości przez samorządy, ludzie bezdomni zatrzymują te pieniądze dla siebie. Mając dach nad głową, wszelką pomoc, jedzenie. Takie tam kieszonkowe. Do niedawna mieszkańcy mający pieniądze wpłacali jakąś sumę, choćby niewielką do wspólnej kasy. Mieli poczucie, że życie kosztuje. Nieważne, że następnego dnia wydawaliśmy na leki więcej niż wpłata. Że spłacaliśmy ich długi. Teraz na propozycję wykupienia sobie leków mamy odpowiedź: “Mam inne priorytety”. Oczywiście odpowiedź płynie z ust człeka, co dawno głowę zgubił, ale jesteśmy bezradni. My na leki pieniędzy nie mamy. Miasto pokrywa część kosztów , reszta to nasz problem i dobrzy ludzie. A jak już ktoś ma więcej niż te 645, to musi wpłacić….do kasy miasta, nie do naszej, wspólnej, na utrzymanie. Kumacie? System, który pozwala oszczędzić na wydatkach na biedaków i jednocześnie tychże demoralizuje. Rozumowanie jest proste: jak ktoś za mnie płaci, to znaczy jestem zwolniony z obowiązku dawania czegoś z siebie.


No i trza będzie tę firmę sprzątającą zatrudnić. Najpierw jednak jedna czy druga pani, lub pan wylecą za drzwi, jeśli trwać będą w przekonaniu, że służbę też mamy zapewnić. W imię miłości bliźniego i miłosierdzia ta wylotka. Nie można pozwolić, żeby człowiek żył poniżej swojej godności, a ta polega m.in. na tym, żeby nie wykorzystywać innych kiedy możemy coś zrobić sami. I odwdzięczyć się innym za dar otrzymany.

I nie chodzi mi absolutnie o to, że ludzie mogą sobie coś więcej kupić. Chodzi o utrwalanie postawy “sie należy” od tych “onychbez dania czegoś od siebie. Powszechnej obecnie, niestety. Na każdym szczeblu społecznej drabiny.


To walka zażarta, ale walczymy. Wbrew trendom i pod górkę. Choć czasem łatwiej byłoby samemu coś zrobić i szybciej. Braterstwo polega na wzajemnej służbie. Wzajemnej! Łatwiej jest rzucić kasę i mieć święty spokój niż towarzyszyć człowiekowi we wzrastaniu. Do ubogiego, bezdomnego człowieka także Chrystus mówi: Przyszedłem, żeby służyć i dać życie. Idź za Mną.

Inna sprawa to skandaliczna wysokość tzw.zasiłku stałego. Spróbujcie przeżyć za 645 zł miesięcznie: żywność, leki, opłaty za mieszkanie itd. Więc jak już bezdomny biedak chwyci taką kasę i nie musi się nią dzielić to czuje się jak milioner. Co nie powinno jednakowoż przeszkadzać mu w zamieceniu podłogi czy obraniu ziemniaków.

nad-obowiązkowo

Błażej Strzelczyk

Zamieszkaliśmy w luksusie. Chodząc po korytarzach naszego nowego domu w Jankowicach, który przekornie czasem nazywamy „pałacem” albo „Wilanowem”, zaglądając do kolejnych, świetnie wyposażonych przez Fundację Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy gabinetów lekarskich, przechadzając się przez patio, czy adorując Najświętszy Sakrament w najpiękniejszej chyba w tej części Europy kaplicy, ciągle przecieramy oczy ze zdumienia i poklepujemy się nawzajem po plecach sprawdzając, czy to aby nie sen. Onieśmiela nas to wnętrze, ten rozmach i komfort. Nas: ludzi Wspólnoty, oraz nowych mieszkańców naszego Domu. Jego skala dziwi też niektórych niedowiarków i malkontentów, przekonanych, że bezdomnym, ubogim, chorym, „aż tak! to się nie należy”. Oczywiście, jeśli już należy im się cokolwiek.



Na chwilę przed moją przeprowadzką do Jankowic, jeden z mieszkańców naszego Domu dla chorych przy Gniewkowskiej w Warszawie poprosił o przysługę: wypłatę z bankomatu 1000 złotych. Dwa miesiące wcześniej Pan założył swoje pierwsze konto w banku, tak, żeby Ośrodek Pomocy mógł wypłacać mu zasiłek. Jak na człowieka w jego stanie (amputacja obu dolnych kończyn, brak pozostałych świadczeń), zasiłek niewielki, tradycyjnie, w kwocie: 645 zł. – Po co panu aż tysiąc złotych! – zakrzyknąłem, naturalnie, żeby po chwili perorować o zbawiennym trzymaniu pieniędzy w banku, a nie w skarpecie, oraz wielkich możliwościach oszczędnościowych, które dzięki założonemu przed chwilą kontu, otwierają się przed Panem na oścież. Po moim nudnawym wykładzie na temat współczesnej ekonomii Pan odpowiedział, że potrzebuje pieniędzy na papierosy, kawę i coś słodkiego. – Ale aż tysiąc?! Nie lepiej sobie odłożyć, albo, nie wiem, spłacić jakieś zaległości finansowe? – nie dawałem za wygraną. Pan, z błyskiem w oku, jakby mówił o czymś najważniejszym na świecie, o spełnieniu marzeń, tak jak ludzie mówią o nowym wymarzonym samochodzie, albo o jakieś zachciance, w każdym razie nie czymś koniecznym tylko wymyślnym, zdradził, że marzy o telewizorze, który ustawi na szafce, tuż obok swojego łóżka. – Po co Panu telewizor!? – znów uznałem, że należy się interwencja. – Przecież mamy wspólny telewizor! Oraz, mówię mu też, że przecież nie ma na tyle pieniędzy, żeby telewizor kupować. Że może lepiej oszczędzać. Odłożyć na coś ważnego. Albo spłacić komornika.
Nie udało się Pana przekonać do „rozsądnego” – jak mi się podówczas zdawało – dysponowania pieniędzmi. Pan kupił telewizor, który natychmiast stał się obiektem westchnień pozostałych mieszkańców.
Chcę czasem obejrzeć w spokoju to, na co mam ochotę, a nie w hałasie i zgiełku to, co zdecydowała większość – mówił nasz mieszaniec. Jak pisałem w ubiegłym tygodniu, intymność i prywatność naszych ludzi zamknięta się w krawędziach łóżka.



Dlaczego nowy dom w Jankowicach jest tak wyjątkowy? Wcale nie dlatego, że obok rośnie najzgrabniej przystrzyżona trawa w okolicy. Ani dlatego, że mamy tu najlepszy sprzęt dla rehabilitacji. Jest wyjątkowo m.in. dlatego, że budowniczy tego domu położyli na wadze intymność i wspólnotowość. Jak sprawić, żeby ludziom było dobrze ze sobą razem, i dobrze pojedynczo? I wyszedł im ten dom.

na ławeczce
msza św.odpustowa-Przemienienie Pańskie

ekipa jankowicka: Marcin, Gosia, Tamara, Kuba, Dorota, Tomasz/gościnnie, jako służba medyczna/ z małą Nadią, Błażej