My, syci, lepiej urodzeni, i ci, których los póki co oszczędza, tak naprawdę nie jesteśmy w stanie zrozumieć poczucia izolacji, i uwięzienia jakie niosą ze sobą ludzie chorzy, bezdomni, życiowo przegrani. Dlatego też, jeśli w społeczeństwie może istnieć jakakolwiek grupa osób uprzywilejowanych, to powinni być nimi ludzie niepełnosprawni.”

Artur od poniedziałku miał “zespół odstawienny” po wycieczce do Krakowa, czyli nieustający jęk o jazdę autobusem. Do czwartku, bo w czwartek przyjechała do nas jego ulubiona postać-ks.Adam Boniecki. Teraz mamy “zespół odstawienny” od księdza z brodą, którego od lat ogląda namiętnie na youtubie. A tu był żywiutki i w realu. Niestety zaraz pojechał. Nie wolno więc sprzątać ze stołu po posiłkach, bo ksiądz będzie jadł “danko”, znowu lecą księżowskie konferencje i generalnie czekamy siedząc w przerwach między telewizorem na podwórku i tęsknie patrząc na bramę.


Drogi Jubilacie, /bo właśnie Ksiądz skończył lat 85/, nie pozostaje Ci nic innego, jak zamieszkać w Nagorzycach i jeść ‘danko” czyli śniadanko z hrabią Lu. Jak szaleć, to szaleć! A przy okazji- dzięki Bogu, że jesteś. I mądry przy tym.


Tomaszek, co wspiera mnie w opiece nad Arturem wyjechał na zasłużony urlop, zatem mam zryty beret, jak mówią nasi mieszkańcy, przez kochanego autystyka. Do tego ataki padaczki, jak zwykle w pobliżu nowiu i pełni księżyca.


Gabinet medyczny w nowym domu wypróbowany. Nasz Doktór od Głowy zachwycony. Jak twierdzi, ostatni raz przyjmował pacjentów w takich warunkach ….za granicą. A teraz, od lat, pracuje w polskich szpitalach. W poniedziałek zasiedlamy dom przenosząc nie- i z trudem- chodzących ze starego. I kuchnię trzeba przerzucić. Dorota z Kubą mają ostre ćwiczenia od kiedy zjechali i objęli ten pałac. Niech się młodzież wykazuje!


Owa młodzież wykazuje się ogromnie dzielnie. Miki nas nieźle żywi, przywożąc z Krakowa co im zbywa i dzielnie trzyma krakowski dom, trudny bardzo, do spółki z Marcysią, Jasiek niezastąpiony przy czyszczeniu najbardziej opornych brudasów w domu dla chorych, Błażej-nieusuwalny z izb przyjęć i szpitalnych SOR-ów potrafi siedzieć z naszymi wiele godzin, aż pacjent zostanie przyjęty. Jak go wypchną jednymi drzwiami, wchodzi innymi. Siostra Kasia panuje nad mateczkami z dziećmi, co bodaj najtrudniejsze z całej naszej roboty, zwłaszcza, kiedy dzieci nie leżą w sferze zainteresowania swoich mam. Z różnych powodów, czasem choroby, czasem braku wzorców, bezradności i wiary w siebie.


Lena z Tomaszem dwoją się i troją, ciągnąc dom w Zochcinie i wspierając inne nasze szaleństwa, z własnym synkiem “pod pachą”. I zastęp młodych pracowników- serdecznie oddanych tam, gdzie są. Bo jak ktoś do nas przychodzi i nie ucieknie od razu, to zostaje na długo. Zastęp niezbyt liczny, za to doborowy.


Tak to zebrało mi się na sentymenty, bo ja ich wszystkich kocham i podziwiam.

Starych też oczywiście. Starzy często ostatkiem sił starają się być wierni. Z nimi łączą nas lata wspólnych przeżyć, walki, porażek i sukcesów. Sukcesem jest zawsze fakt, że ktoś się podniósł, ktoś odzyskał radość, nadzieję, a ktoś …..po prostu umarł jak człowiek, w łóżku. I to jest zawsze u nas praca zbiorowa.


Dlatego nie rozumiem ani konkurencji ani zazdrości w Kościele, wspólnocie, kraju. Każde dobro, gdziekolwiek by go nie uczyniono, jest nasze-wspólne. Niestety świństwo też.


Na pytanie dlaczego są tutaj, z nami, młodzi przeważnie odpowiadają: bo tak trzeba, bo czerpię radość z tego, że mogę komuś pomóc, przynieść ulgę w cierpieniu, dać choć przez chwilę normalne życie, w którym bezdomny człowiek może się wykąpać, zjeść przy stole, a nie ze śmietnika, spać w łóżku. Dla własnej radości, Choć o tym wprost nie mówią, czyż nie o to chodzi Chrystusowi?


nad-obowiązkowo

Tomasz

Było otwarcie, był catering, paru ważnych ludzi. Zanim doszło do otwarcia Kuba z Dorotą to końca sprzątali, sprawdzali stan usterek, a nasza Doda jeszcze kuła do obrony licencjatu. Kuba przejął ode mnie obowiązek Biedronek w Sandomierzu. Oprócz wyżej wymienionych zasług razem z naszym Amiszem ( jak mówimy na Kubę) robimy opatrunki p. Kazi. Co mamy do robienia? Odleżynę na- z przeproszeniem- dupie do której mogę dłoń włożyć. Ponadto reamputowany kikut, który nie za bardzo chce się goić. Dzięki Bogu, kiedyś poszedłem na ratownictwo i mniej więcej wiem co robić. Trzeba też podziękować pielęgniarkom z Ożarowa, które przychodzą obsłużyć Panią. I naszej Pani Doktor Mazurkiewicz, która zawsze wspiera naszych ludzi. Amisz natomiast jeszcze nie zemdlał ani razu podczas pracy że mną. A odleżyna zalatuje koncertowo. Przypominam, że Kuba- Amisz kończy psychologię, Ale za moją namową prawdopodobnie pójdzie na jakieś studia medyczne. W tej robocie im więcej umiesz tym lepiej. Kiedy nowy dom w Jankowicach ruszy pełną parą to takie odleżyny czy też kikuty będziemy mieć gdzie opracowywać. Renia nawet zapowiedziała, że proponuje kurs wstępnej chirurgii na Gniewkowskiej plus naukę zdejmowania szwów. Tak na zaś. Dodatkowym plusem jest gabinet medyczny, gdzie “dr od głowy” może w profesjonalnych warunkach przyjmować psychiatrycznych pacjentów. W Jankowicach jest przewidziane stanowisko do fizykoterapii z najlepszym możliwym sprzętem. Od WOŚP dostaliśmy ekstra AED i EKG. Rozwijany się. Oby tak dalej, nie pomożemy wszystkim, jednak niektórym możemy.

Pascal Pingault

założyciel Wspólnoty Chleb Życia

Wspólnota buduje się – podobnie jak Kościół – jedynie w tym celu, aby ludzie przyszli i zobaczyli, aby mogli dołączyć się ci, którzy są zbawieni. Kościół istnieje po to, by zbłąkana owca mogła powrócić do domu Ojca.

Spójrzmy na życie Jezusa; nieustannie jest pośród chorych, opętanych, kalek, ubogich, … To jest Jego otoczenie ! Nie otaczają Go ludzie bardzo nawróceni, radośni, szczęśliwi ! Ubodzy są pełnoprawnymi członkami ludu wędrującego do świętości, ludu pośród którego jest miejsce dla owcy kulawej na równi z karmiącą. Świętość jest dla wszystkich, a zwłaszcza dla cichych i pokornego serca; dla tych, którzy płaczą i tych, którzy uginają się pod brzemieniem. Dla wszystkich powinna być dostępna, wszystkim proponowana.

Bezdomny Jezus

Michael Adams

        

Błażej Strzelczyk

My, syci, lepiej urodzeni, i ci, których los póki co oszczędza, tak naprawdę nie jesteśmy w stanie zrozumieć poczucia izolacji, i uwięzienia jakie niosą ze sobą ludzie chorzy, bezdomni, życiowo przegrani. Dlatego też, jeśli w społeczeństwie może istnieć jakakolwiek grupa osób uprzywilejowanych, to powinni być nimi ludzie niepełnosprawni.

Co znaczy „uprzywilejowani”? A no tacy, którym ustępuje się miejsca. Ale też tacy, wobec których wszelkie nasze normy, zasady i paragrafy powinniśmy naginać, jeśli wymaga tego dobro i komfort osób uprzywilejowanych.

Nawiązuję rzecz jasna do ubiegłotygodniowych wydarzeń z Wadowic, gdzie grupa niepełnosprawnych związanych z naszą wspólnotą, z powodu spóźnienia, nie została wpuszczona do Muzeum Jana Pawła II. I wcale nie mam na myśli nadgorliwych pracowników Muzeum, którzy widać zapomnieli, że prawdziwe dobro robi się dopiero gdy wyjdzie się poza obowiązujące normy i paragrafy, ani też nie mam na myśli dyrektora Muzeum, który zachował się z klasą.

Pojawiło się natomiast kilka komentarzy, że to wina naszych niepełnosprawnych, bo gdyby nie spóźnienie, weszliby normalnie do muzeum. I znów: nie chodzi o to, żeby wszystkich wokół strofować, że źle myślą, albo – co gorsza – oskarżać, że właśnie przez takie głosy są nierówności i wykluczenie. Na budzonym przemocą poczuciu winy rodzi się wyparcie, agresja i lęk.
Chodzi więc o to, żeby nieustannie i cierpliwie przekonywać, że słabszym po prostu „się należy”. Wycieczka. Wygodne i komfortowe schronisko. Kino. Rozrywka. Grill i kiełbasa.

Naszym ludziom na serio, nie zostało już prawie nic. Ich intymność i własność zamknięta jest w krawędziach łóżka i trzyszufladkowej półce obok łóżka. Wiedząc jak żyją i co posiadają nasi ludzie, natychmiast pojawiają się pytania o mechanizm przetrwania i wolę życia.

Innymi słowy, co sprawia, że siedemdziesięciolatek z amputacją obu nóg na wysokości uda, mieszkający w schronisku dla bezdomnych, w sześcioosobowej sali z obcymi w gruncie rzeczy innymi „przegranymi”, z zasiłkiem stałym w kwocie 645 zł, pokłócony z rodziną, przez swoją chorobę właściwie uwięziony, w pełni zależny, muszący prosić o zmianę pampersa i kąpiel, jednocześnie w pełni intelektualnie sprawny; co sprawia, że znajduje wolę życia?

Tony Judt, wybitny historyk żydowskiego pochodzenia, pod koniec życia zachorował na stwardnienie zanikowe boczne. W „Pensjonacie Pamięci” napisał m.in.:
„Nie ma nic pozytywnego w tym, że jest się zakutym w zimny i bezlitosny żelazny pancerz. Przyjemności, jakie daje lotność umysłu, są znacznie przeceniane – jak się teraz przekonuję – przez tych, którzy nie muszą polegać wyłącznie na nich. To samo można powiedzieć o dyktowanych dobrymi intencjami zachętach do poszukiwania niefizycznej kompensacji fizycznej niemocy. Daremne starania. Strata jest stratą, nic nie zyskamy, nadając jej przyjemniejszą nazwę. Moje noce są ciekawe, ale mógłbym się obejść bez nich”.

Da się pojąć depresję, melancholię i rezygnację. Nie da się natomiast pojąć niegasnącej nadziei. Zwłaszcza tej nadziei, która tli się jeszcze w przegranym już życiu pozbawionym perspektyw.

Bo przecież wspomniany Pan, taki sam – nie oszukujmy się – jak zdecydowana większość mieszkańców naszych domów, pozbawiony jest wszelkich planów i perspektyw, które my – młodzi i sprawni – możemy snuć w nieskończoność. I których te plany i perspektywy trzymają przy życiu.

Jeśli więc w przegranych i chorych ta nadzieja jeszcze się tli, to chociaż nie możemy jej pojąć i nie mieści nam się w głowie, należy ją nieustannie podtrzymywać. Może kiedyś dowiemy się, dlaczego ludzie bez niczego, uwięzieni w swoich chorych ciałach, ubezwłasnowolnieni i życiowo przegrani – wolą żyć.

obraz na wstępie-mal.Joey Velasco