Chrystus -pierwszy, który wygrał walcząc miłością z nienawiścią

Ten sam tłum, który krzyczał “Hosanna” potem krzyczał “Ukrzyżuj”. Chrystus przyszedł na świat, żeby nikt z nas nie był “tłumem”. Żebyśmy nie dali się podpuścić. Nawet, jeśli trzeba iść pod prąd. I zapłacić wysoką cenę. Miłość, prawda, wolność nigdy nie są za darmo-bez wysiłku wyboru, pracy, cierpliwości, bez wysiłku szukania.

Nie jesteśmy w tym sami. On jest z nami. I wygrał, choć dla tłumu i tych, którzy tenże tłum podburzali-przegrał. Przegrał z opinią publiczną i słupkami poparcia. Zwyciężył!

solidarność przegrywów

Ostatnio na Potrzebnej mamy urodzaj przegrywów. Pani K. tak się miesza po alkoholu, że łazienkę myli z kaplicą, a swój pokój z gabinetem lekarskim. – Dokąd pani idzie? – pytam, gdy po szesnastej maszeruje w klapkach po naszym ogrodzie. – Idę na obiad, tam jest jadalnia – wskazuje na stary wagon, w którym na Potrzebnej urządziliśmy składzik na stare materace. – Już pani jadła obiad. Był o trzynastej, jadalnię mamy w domu.

Pan W. sprząta w łazience na górze. Zamiata jak umie, ale jest przegrywem, więc – wiadomo – nie umie. Nie wymieni starego, śmierdzącego moczem mopa. Od miesiąca rozciera po płytkach wszystko, co ma w wiadrze.

Pani C. raz można posprzątać wokół łóżka, drugi raz też, piąty, szósty i dziesiąty. Dobrze nie wyjdzie się z jej pokoju, po chwili – z niewyjaśnionych bliżej przyczyn, wokół jej łóżka pojawia się brud. Tak można wymieniać przypadki przegrywów w nieskończoność.

Od razu się do nich przeklejam, bo przyklejam się najczęściej do tych, którzy sprawiają wrażenie bezradnych. Niewykluczone, że to solidarność bezradnych. Solidarność przegrywów. Ci wszyscy leniwi, niezaradni, źle trzymający miotłę, powolni, ospali, konfliktowi, niezgrabni, pogubieni. Siostrzeństwo i braterstwo przegrywów. Tu, „kiepski dzień” trwa kilka lat, kilkanaście lat, całe życie. Przegryw gubi klucze, zapomina wyłączyć żelazka, zasypia na ósmą do pracy.

Najgorsza dla przegrywa jest zima. Musi wtedy pilnować czapki, jednej rękawiczki, drugiej rękawiczki, szalika. Przegryw nie pamięta zimy, podczas której wszystkie te rzeczy przetrwałyby dużej niż dwa miesiące. Na stu bezdomnych – dziewięćdziesięciu to przegrywy. Pobrali kredyty i nie spłacili. Pokłócili się z bliskimi i za nic honor nie pozwolił się im pogodzić. Kłamali, a później nie prostowali, i nie przepraszali. Pili i nie przestali. Tak niefortunnie przewrócili się po wódce, że potłukli szybę drogiego butiku. Nie płacili alimentów i czynszu za mieszkanie. Eksmitowani, źle urodzeni, głupio odważni. Ci, którym nie podaje się piłki na boisku, bo wiadomo, że gdy dostaną ją pod nogi, to będzie strata. Przegryw wbija samobójcze bramki, zajmuje czwarte miejsce, albo – jeszcze lepiej – zawsze dobiega ostatni. Przegryw nie dotrzymuje terminów i się spóźnia.

Przegrywa współtworzą inni. Przegrywem nie da się urodzić, ale da się przegrywa wychować. Przegrywowi się nie ufa, bo wiadomo, że zepsuje. Przegryw źle biega, a gdy biegnie, to wpada pod samochód, więc mówi się dziecku – którego nieświadomie wychowujemy na przegrywa: „nie biegaj!”. Podobnie zresztą z niewchodzeniem na drzewo, niedotykaniem gorącego itd. Przegryw rodzi się z „nie”. „Nie rób tego” jest refrenem życia przegrywa. On rośnie na takich zdaniach: „czego się nie dotniesz, to zepsujesz” (to zdanie kierowane bezpośrednio do przegrywa), „nie dawajmy mu tej roboty, bo znów coś zepsuje” (to zdanie kierowana do otoczenia przegrywa, które to otoczenia natychmiast wyrabia sobie na temat przegrywa zdanie).

Przegryw nagle zaczyna wierzyć, że jest przegrywem. Dowiaduje się, że nikt mu nie ufa, więc i on sam przestaje sobie ufać. Nikt w niego nie wierzy, odmawia z nim współpracy. Przegryw jeszcze się podnosi. Jeszcze z sobą walczy. Sześć razy sprawdzi, czy zamknął drzwi do mieszkania. Za siódmy zapomni. Akurat wtedy (przypadek?) przegrywowi włamią się do domu.

Bardzo byśmy pewnie chcieli mieć w domach dla bezdomnych samych zaradnych, sprawnych fizycznie i intelektualnie, elokwentny, oczytanych i umiejących „brać sprawy w swoje ręce” mieszkańców. Och, jakie odnosilibyśmy sukcesy! Och, jak podnosiłyby się nam statystyki! Och, jak czysto byłoby w naszych schroniskach. Nikt by nie robił pod siebie, nikt by nie zapijał, nigdy by się nie awanturował. Zero konfliktów, kłótni, zawodów, rozczarowań, popsutych spłuczek, włosów w umywalce, śmierdzących skarpet poupychanych pod poduszkami, grzybów w pokojach, zgubionych dowodów osobistych itd. Tacy wymarzeni zaradni i sprawni bezdomni to pewnie jeszcze mają pokończone liczne fakultety, znają języki, pewnie trzymają wiertarki, gwoździe, młotki, umieją gotować itd. Właściwie to niewiadomo, co oni robią w schroniskach.

Pokusa, żeby marzyć o samych ładnych bezdomnych, jest duża. Nie my pierwsi mamy marzenia ściętej głowy. Całkiem niedawno brat Albert Chmielowski korespondował ze swoim współpracownikiem, bratem Henrykiem, kierującym domem dla bezdomnym w Skale, mieście na Ukrainie. Ten drugi skarżył się szefowi, że źli bezdomni ciągle są tacy niezaradni, i jest ich za dużo, i są roszczeniowi, i nie ma już miejsc.

Albert nie zostawia na Henryku suchej nitki:

„To stara bieda, że Brat jest zanadto drobiazgowy, chciałby mieć dom swój jak zegarek uregulowany i fundusze, itd., ograniczoną liczbę ubogich etc., ale taką drogą idąc można oburzyć na siebie i ludzi, i miasto, a co gorzej, i chyba ze Skala się wynosić, bo dom przecie jest ubogich i Pana Jezusa, którego bezwzględnym postępowaniem z ubogimi można obrazić.

Więc każdego biedaka, co pode drzwi przyjdzie u Braci czy u Sióstr, trzeba przyjąć na dłużej czy na krócej i dać, co można, choćby przez to trochę biedować albo reszcie obroku ująć”.

Do schronisk trafią głównie przegrywy. Tu, ambicje o podboju świata trzeba włożyć do kieszeni. Mieszkamy z ludźmi, którzy w pewnym etapie życia przestali w siebie wierzyć. Bo do tej pory nie wierzył w nich nikt. Danie przegrywowi dachu nad głową, ciepłego posiłku i czystej pościeli – to bardzo dużo. Ale z „wektorem na plus” będziemy dopiero wtedy, gdy zaczniemy w przegrywa wierzyć.

Oni w siebie nie wierzą. Uwierzyli, że są niezaradni. Że wszystko psują i lepiej w nich nie inwestować. Świat ich odrzucił, za ich niezaradność. U nas przegryw musi być na pierwszym miejscu. Tu, zresztą jak wszędzie, zdania w stylu – „chłopie! Jak ty trzymasz ten młotek, daj to, bo zepsujesz”, „niedorajdo”, „jesteś beznadziejny”, „zostaw bo zepsujesz” – nie mają sensu. Ani nie motywują, ani nie uczą. Tu, zresztą jak wszędzie, zdanie: „następnym razem się uda” – muszą padać non stop. Ile razy mają padać? Z 77 razy.

tekst

Błażej Strzelczyk

dom dla ludzi chorych

miejsce dla przegrywów

Do Mikołaja zadzwoniła pewna Pani. Powiedziała, że jest w desperacji. Jej brat wyszedł z psychiatryka i jest bezdomny, 67 lat, emerytura i ciężki alkoholik, najpewniej przyszły klient naszego ulubionego Doktora/psychiatry/. Pani, z płaczem mówiła, że ma 92 letnią matkę, dziecko i dwupokojowe mieszkanie, i choćby chciała, nie może się tym bratem zająć.
No więc zapytałem co na to MOPS- MOPS jak to MOPS, że nie ich bajka. Nic nie mają do zaoferowania. Tak więc nie pozostało nic innego jak faceta przyjąć (poszerzyć chałupę, dorobić łóżek, generalnie porobić roszady).

I tutaj pragnę powiedzieć, nasze domy mimo wszystko nie są DPSem. Dwoimy się i troimy aby przyjmować ludzi, ale cholera, nawet Zochcin nie ma nieskończonego zaplecza noclegowego i bytowego. Gdzie jest błąd w tym całym systemie, że w Krakowie poza naszym domem nie ma schronisk całodobowych. Owszem, są, ale trzeba mieć decyzję administracyjną. Dlaczego do DPSu za życia nie idzie się dostać a po śmierci już za bardzo nie ma po co się dostawać. Jednemu naszemu mieszkańcowi, lat 73 odmówiono przyznania miejsca w domu opieki ponieważ, za młody (początki demencji, problemy z chodzeniem).

Pani X przebywa u Nas niemal od początku istnienia nowego domu. W grudniu zeszłego roku miała być przyjęta. Kazali dzwonić co jakiś czas bo na razie nie przewidują przyjęcia (nie umarł ten co powinien jeszcze, to nie ma gdzie przyjąć).
Więc chcąc nie chcąc przejmujemy rolę DPSów, i po trosze zastępujemy System Pomocy Społecznej.

Jurek Owsiak jak wiadomo, wraz z WOŚP kupuje sprzęt do szpitali. Nie pamiętam dokładnego kontekstu wydarzenia. Owsiak zapytany przez dziennikarzy o to czy WOŚP będzie w stanie dostarczyć- chyba- nowe karetki pogotowia wszystkim stacją pogotowia w Polsce odpowiedział- tu parafrazuję: Jeśli tylko Owsiak i WOŚP mają kupować wszystkim podmiotom Służby Zdrowia karetki i sprzęt to Owsiak od jutra zaczyna zbierać podatki i zakłada własne państwo.
To oddaje moment w jakim się znajdujemy. Po co te pieniądze z podatków i składek idą w system, który nie ma prawa być wydolny? Skoro NGO-sy muszą boki zrywać aby połapać lecące szklanki. Walcząc do tego z tymże systemem o możliwość pomocy przegrywowom.

tekst

Tomasz Urbaniec

dom w Zochcinie